Pomarańcze, mandarynki...


Za uprzejmym udostępnieniem przez Najlepszą z Żon elektronicznego miejsca w przestrzeni magicznej sieci oraz wycięciem z kawałka czasu wolnego miejsca, zdecydowałam się wreszcie na zapisywanie przypowieści z życia.
Mam nadzieję, że zanudzać nie będę.

Ostatnio zakończyłyśmy z Najlepszą z Żon oglądać „Oranges are not the only fruit”, film powstały na podstawie książki znanej wszem i wobec Jeanette Winterson. Książkę intelektualnie przewertowałam już wcześniej, ale na film musiałam poczekać, aż do zeszłorocznych urodzin, kiedy ten magicznie pojawił się w formie prezentu.

Odpowiadając na odwieczne pytanie czy film był lepszy od książki, które i tak w aktualnej koncepcji społeczeństwa gdzie niedługo każde dziecko będzie rodziło się z wbudowanym Internetem bezprzewodowym zdaje się trochę tracić na znaczeniu, muszę zdecydowanie opowiedzieć się za książką. Aczkolwiek film poprowadzony wartka ręką, barwnie przedstawiający charaktery głównych bohaterów oraz istotę bogobojnego małego społeczeństwa oddaje idee książki o tyle ta wydaje się pełniejsza i bardziej nacechowana emocjonalnie.

Wiem, książki tak maja, …Ale nie wszystkie…
Prawie tak jak nie wszyscy lubią tylko pomarańcze….

Książka bardziej zbliża do problemu, z jakim boryka się główna bohaterka, która nagle wychowana w fanatycznym środowisku religijnym odkrywa własna tożsamość.Tożsamość ta dosłownie i metaforycznie bywa kojarzona z demonem, którego niektórym wydaje się, iż można go wypędzić za pomocą zaklęć oraz rytuałów magicznych.

Niektórzy wyrzekają się siebie, aby nie wyrzeknięto się ich tak jak to zrobiła przyjaciółka naszej protagonistki, ale ta, mimo iż nie jest to takie łatwe decyduje się na walkę ze środowiskiem, w którym wyrosła a także własną rodzina.A to jak wiadomo nie zawsze jest takie proste.Powszechnie przecież przyjęto, że rodzina może wyrzec się nas, ale nam prawo wyrzeczenia się od rodziny nie przysługuje.

I to nie ważne czy rzucają w plecy kamieniem czy może pomarańczą.
Wracając do tematu książkę tym, którzy jeszcze nie przeczytali , przeczytać polecam. Film obejrzeć można w ramach lekcji z komparatystyki , zagryzając w międzyczasie owocem własnego wyboru…

Smacznego intelektualnego!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ladies like us

Tęcza nad Nowym Jorkiem