„Night watch” wieczorową porą….
Nareszcie doczekałam się ekranizacji, choć to może za duże słowo, książki Sary Waters pt: „Night Watch”. Dzierżąc w dłoniach gorący kubek zielonej herbaty zasiadłam z Najlepszą z Żon do oglądania…
Film został zgrabnie podzielony dzieląc ideę autorki na trzy warstwy czasowe, które nakładają się na siebie tworząc logiczną całość i budując chronologicznie historię…
Narracja i środki filmowe zdecydowanie dostają plusa. Jednakże postacie same w sobie jak na mój gust, przedstawione zostały raczej bezbarwnie i mdło.
Te same charaktery u Waters pełne są życia i stwarzają prawie namacalne wrażenie realnych jednostek. Z żalem muszę przyznać, iż moje nadzieje na obejrzenie czegoś branżowego i wartościowego, bo to bardzo rzadko idzie w parze, zostały zawiedzione.
Poprzednie próby przenoszenia prozy Waters na ekran, mam tu na mysli „Tipping the vel vet” czy „Fingersmith” były bardziej pomyślne.
Ech …Nie pozostaje mi nic innego jak zaparzyć zieloną herbatę i odkurzyć pudełko z filmami, tudzież sięgnąć po książkę…
W międzyczasie czekam , aż Waters napisze coś nowego :)
Komentarze
Prześlij komentarz